Jakieś znane jej już uczucie przesunęło się jej przez serce.
Ktoś, niegdyś, dawniej we mgłach górskich mówił:
— ... te twoje złote włosy...
Ucieka szybko.
Wieczorem Tuśka klęczy krótko naprzeciw pawia. Nie modli się, stara się jaknajprędzej przestać myśleć.
I szybko kładzie się do łóżka w swym kretonowym kaftaniku, do którego jednak zawsze doszywa koronki. To już ostatnie, czego się pozbyć nie może.
I śpiąc, uśmiecha się tak, jak ta przed której stopami zaszeleściało rozkoszne słowo, jak śmieje się wdzięcznie kwiat, na który padła kropla brylantowej rosy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W następnych dwóch pokojach cisza.
W saloniku Mundek powrócił wcześniej i położył się zupełnie cicho. Edek miał trochę gorączki, ale uspokoił się także i zasnął. Żebrowski zapowiedział, że będzie czuwał, lękając się, aby Edek się nie odkrył i nie zaziębił. Czuwać także miała panna Władzia, wprosiła się w ostatniej chwili. Kilka już nocy przepędziła, nie śpiąc, w mieszkaniu Żebrowskich. Właściwie była zbyteczna, ale Tuśka czuła się zmęczona i rada była, że się nią wyręczy.
— Ja prześpię we dnie, u Marcysi na łóżku! — tłómaczy panna Władzia.
— Ale cóż znów? W saloniku odpocznie panna Władzia — tłumaczy jej Tuśka.
Władzia jest teraz jeszcze w kuchni. Marcysia zmywa naczynia, a Władzia coś tam jeszcze robi. Dwa razy już upiekła placuszki do herbaty, ot — „tak z niczego“ — smakowały szczególnie Żebrowskiemu. Władka na to smakowanie patrzyła ukosem, lecz szczególnie starała się trafić w smak Tuśce.