Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/118

Ta strona została przepisana.

. Ojciec jest pobłażliwy. Tak, pobłażliwy. Ojciec musi być dobry.
Tylko zgarbiony i niepozorny. Gdy idzie z mamą, to mama ma zupełną racyę, iż nie pozwala ojcu podać sobie ręki. Byłoby to śmieszne. Ojciec jest mniejszy i chudszy. Potem, ubrany nie zawsze odpowiednio do mamy. Ona, Pita, kilka razy szła razem z ojcem i gdy był w dobrym humorze, brał ją pod rękę. No! to nic nie szkodziło, bo ona jest mała i jeszcze ludzie się za nią nie oglądają, ale mama... ho! ho!...
W kuchni ciągle Marcysia z panną Władzią terkoce. Edek przez sen wzdycha ciężko. Pita myśli, że chciałaby być dużą i zdrową i módz siedzieć w nocy przy chorych z książką. To musi ładnie wyglądać i być bardzo miło. Wtedy człowiek jest panią siebie i swej woli. To jedno chyba najmilsze na świecie. Zajrzałaby wtedy i do Mundka, aby się przekonać, czy jest ciągle taki smutny, czy ciągle ma łzy w oczach?
— Tak płakał!... tak płakał!... — myśli Pita — i o pogrzeb pytał. A jego na tym moim pogrzebie nie było. Czy on płakał nade mną? nad tem, co ja mówiłam? Jaki on dobry! A ja myślałam, że to sobek, że on tylko nad sobą się rozczula i siebie żałuje.
Chwilę Pita znów przygląda się ojcu.
— Ja nie wiem do kogo ten tatko podobny! Ani do chłopców, ani do mnie, ani do mamci. Ale przecież pobłażliwy, więc i on dobry, jak Mundek, tylko nie tak, żeby aż płakał.
I nagle, jak zwinny, zbudzony ptak, myśl dziewczynki szybuje ku górze.
— Co on teraz robi? Może już śpi... może pisze. Może także które dziecko chore, a on siedzi z książką i czuwa. Musi być piękny pod światłem lampy. Żeby go tak pod różowy abażur! Boże!... te śliczne włosy... Albo lepiej niech będzie zdrów i wszyscy jego zdrowi, i niech