Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/120

Ta strona została przepisana.

Władka powraca do kuchni.
— Zaraz przyjdę! — rzuca na odchodnem.
Pita otwiera oczy i widzi, jak po odejściu Władki, ojciec wykonywa seryę dziwacznych ruchów, trze czoło, wyciąga mankiety, puka się w gors koszuli. Pita wie, że ojciec to robi, gdy jest bardzo czegoś zdenerwowany i niespokojny.
Koniec końców, Żebrowski wysuwa tackę z herbatą, pije gorący napój, a je grzanki, aż trzeszczą. Natychmiast z za parawanu pieje głos Edka:
— Tu ktoś coś je... niech mnie da... ja głodny!
— Cicho bądź! śpij! — odpowiada dość ostro Żebrowski.
Po chwili rozlega się chrapanie Edka.
W kwadrans później znów wsuwa się Władka. Niesie drugą szklankę herbaty.
— Proszę, osłodzona, z cytrynką, jak pan lubi.
Żebrowski jakiś zadowolony odpowiada:
— A zkąd pani wie, co ja lubię?
— O! ja uważam! uważam! — śmieje się Władka — na kogoż się powinno głównie uważać, jak nie na pana domu? Mąż panem domu... Tak śpiewają w teatrze...
Oparła się znów o stół zapadłym brzuchem i kołysze się.
Pita otwiera coraz szerzej oczy.
— E!... — szepce Żebrowski — to tak na scenie.
— To źle! powinno być inaczej. Mężowi należy się wszystko najlepsze i największe wygody i największe względy. On jest król stworzenia. Tak napisane i kwita.
— A gdzież to tak napisane?
— A no to już tak Pan Bóg Ewę nauczył, bo wygnał ją z raju za to, że dała ogryzek jabłka Adamowi. Powinna go była poczęstować odrazu całem jabłkiem i wszystko byłoby dobrze. A to tak przez nią...
Żebrowski głową kręci.
— Ogromnie pani dowcipna.