wstaje, zbliża się ku niej. Na złocistem tle lampy rysują się jego skrzydła. Jest przy niej, oblicze ma tak piękne, jak Mundek, tylko po nim krew i łzy płyną.
I Cherub roztacza skrzydła, delikatnie, zabiera na nie Pitę i składa je w formie półrozwartej czarnej konchy muszlowej. I oto łagodnie, miarowo do snu dziewczynkę kołysze, a ona czuje, że twarz Cheruba jest nad jej twarzą i z jego oczu spadają na jej przymknięte oczy krwawe, gorące łzy.
Powstała Pita już z łóżka i chodzi teraz po mieszkaniu, w ciepłej matince mamusi. Blada jest, prawie woskowa. Lecz ślicznie jej z tem. Gdy włosy rozpuści, secesya skończona. Odsłania szyjkę i cieszy się, że straciła pewną żółtość, której przez noszenie wysokich kołnierzyków nabyła. I mama to zauważyła i pochwaliła ją za to. Lecz co najwięcej zdziwiło i ucieszyło Pitę, to to, że bardzo podczas choroby urosła. Wyciągnęła się w górę, jak sosenka. Mama aż załamała ręce, gdy to zobaczyła. Trzeba będzie znów sprawiać! Lecz panna Władzia zaczęła natychmiast uspokajać. Nic — nic. Ona umie kombinacyę jedwabiu, albo aksamitu w pocięte pliski z materyałem sukienki i można uzyskać ze trzydzieści centimetrów, a nawet więcej.
— Gorzej z czem innem — mówi Władzia — przecież to już panna na wydaniu, trzeba szukać męża.
Serce Pity ścisnęło się boleśnie.
Ona nigdy za mąż nie pójdzie. Wie, że rodzice nie dadzą ją „rządcy.“ Mama nazywa go bałwanem, a ojciec nie zwraca na niego uwagi. Więc jeżeli nie ten, to już żaden. Gdy będzie dorosła i samoistna, postara się zbliżyć do jego dzieci. Do niego nigdy.
Nic więc dziwnego, że gdy Władka mówi o „mężu,“ Picie ściska się serduszko.
— Och! gdyby on...
Tuśka inaczej przyjmuje powiedzenie Władki:
— Co też panna Władzia mówi, przecież to smarkata.
Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/124
Ta strona została przepisana.