Po ustach Władzi przewinął się uśmiech.
— Ależ naturalnie, będą brali panią dobrodziejkę za starszą siostrę panny Pity — mówi Władzia.
Pita tymczasem obchodzi całe mieszkanie. Gdy leżała jeszcze w łóżku, układała sobie, że przywita się z martwemi rzeczami chętnie i z pewną radością. Lecz doznała zawodu — rzecz dziwna. Te meble, te drobiazgi wydały się jej jakieś mniejsze, jakieś brzydsze — zniszczone, pomimo, że były starannie utrzymywane. I z opuszczonemi rękoma oparła się Pita o nieśmiertelne pianino z aksamitnym czaprakiem, dwoma koszyczkami i fotografiami w ramkach ze słomek. Przemknęło jej przez głowę, że są inne światy, a w nich meble białe ze złotem, dywany w wielkie róże, obrazy w cudnych ramach, świeczniki, jak bukiety...
To wszystko Pita widziała w teatrze, a pomiędzy temi meblami chodziły panie w sukniach, oblepionych u góry, bez brzuchów, z żołądkami wypadającemi w nadzwyczajny sposób ponad paski. Nie robiły nic nigdy, tylko mówiły o miłości — o miłości — o miłości.
Z jadalni daje się słyszeć głos Tuśki:
— Cóż tam, Pito? zasnęłaś?
— Nie, proszę mamusi.
Pita zaczyna chodzić, jak automat. Bezwiednie przybiera postawę aktorek, wciąga brzuszynę, wydyma klatkę piersiową. Obciera teraz z kurzu serwantkę, która jest całą historyą życia Żebrowskich, lecz czyni to po raz pierwszy bez przekonania. Powiały jej myśli z salonów wersalskich w eter miłosny, i zdaje się jej, że teraz ktoś — (ten on) patrzy na nią — widzi ją delikatną, dystyngowaną, ledwo dotykającą ziemi.
A rączki jej tymczasem ściereczką „od prochu“ w kratki, ścierają przedmiocik po przedmiociku z familijnej serwantki.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |