W takiem Zakopanem, to wszyscy się nad tobą unosili... A dziś...
Pita kurczy się, ręce jej opadły bezwładnie w zbyt szerokich rękawach matczynej matinki, delikatna jej piękność zdaje się omdlewać pod brutalnym pręgierzem słów matki. Jest „niedołęgą,“ a przecież chwilami zdaje się jej, że gdyby tylko rzucono ją w bezmierne przestworza — rozwinęłaby świeże, nowe skrzydła i szybowaćby mogła, może bez celu, ale z dostateczną siłą. Tak jej się zdaje i czuje się, jakby wtłoczona w ciasną przestrzeń tego Wnętrza, które obejmuje ją znanemi jej dawno, pełzającemi kleszczami.
— Zawiodłam się na tobie... — mówi Tuśka, kiwając smutno głową.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Zawiodłaś się na niej Tuśko? zawiodłaś się na tej dziewczynce, która z takim szykiem umiała nosić na ramionkach swój granatowy żakiecik i układać, jak baletniczka nóżki w białych, sznurowanych bucikach!
Zawiodłaś się właścicielko laleczki, która przez pamiętny sezon zakopiański stanowiła dopełnienie twej urody złotej blondynki! Być może. Pita, która w tej chwili kurczy się na zbyt długich nogach w twej starej matince, jest cudem wiosennym, w którego wnętrzu delikatnie, misternie płonie światełko nowej duszy, niespodziewanej napozór, a przecież tak konsekwentnie rozwiniętej.
Gdybyś dawniej, w one chwile, gdy Pita dreptała obok ciebie z wyrazem Sfinksa jasnowłosego, gdybyś dawniej zajrzała głębiej w te oczy, z czynów różańca ułożyła powoli podwalinę, z której wykwitać zacznie Duch twego dziecka — odczułabyś, że z tego przedwcześnie zamilkłego dziecka musi wyrość milcząca istota. Kazałaś dziecku być „cicho“ — bo tak każe dobre ułożenie, kazałaś nie trudzić się pytaniami bez sensu na pozór, a raczej piłować paznogcie, aby przybrały kształt migdałów. Gdy prowadziłaś ją