Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/133

Ta strona została przepisana.

— Opowiedz mi!
— Co? tobie? kobiecie? Ty jesteś tylko zdolna do rodzenia dzieci. A nawet dyabli wiedzą...
Wysączył resztę rosołu i oddając Picie garnuszek, rzucił pogardliwie:
— Samica!
Pita wstała urażona:
— Proszę ciebie, tak się wyrażasz...
— Mówię, jak mężczyzna, bez ogródek. Nauczyłem się patrzeć trzeźwo na życie. Dla mnie niema fałszywych stron, ani tajników. Jak chcesz, to leć z ozorem do mamy. Ja mam solidne przekonania i jednako będę mówił...
Rozwalił się na poduszkach, z miną pewną, ogromnie śmieszny, z oberwanemi u szyi i mankietów guzikami.
— Wogóle nie wiem nawet, dlaczego z tobą taki temat wszczynam... Jak przyjdzie czas, wyciągnę rękę, wezmę pierwszą lepszą z brzegu kaczkę i pójdę z nią przed ten ołtarz, skoro tak ma być.
Pita przygryzła wargi.
— A ot nie... — odparła z pewną zaciętością — żadna z panien cię nie weźmie, bo jesteś szkaradny jak... niewiem co!
Edek prychnął z ironią.
— Co? he?... szkaradny? Mężczyzna nigdy nie jest szkaradny. Zawsze się podoba.
— Ty nie, ty nie...
— E! pryszcze mi zginą. Zacznę rozwijać muskuły, będę czarny, będę atletyczny i demoniczny. A potem będę miał stanowisko i to jest grunt. Zrozumiano?
Lecz Pita się upiera. Kobietka w niej staje do walki, czupurna, choć bezsilna.
— Nie, nie. Ty jesteś za brzydki na męża. Żadna panna cię nie zechce.
— Jak ćmy, tak będą mnie kochały.
Wielkie słowo padło.