Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/139

Ta strona została przepisana.

Zapanowała cisza. Wszyscy powrócili do swych zajęć. Silnie upudrowana pod woalką przesunęła się przez jadalnię Tuśka. Gdy wyszła i drzwi się za nią zamknęły, Władka natychmiast zwróciła się ku Picie.
— Panienka nie powinna się martwić — wyrzekła — panienka mogła nawet i umyślnie rzucić tak włosy na rządcę. Cóż to? Grzechu niema.
Pita brwi zmarszczyła:
— Nie widziałam, że był na dziedzińcu.
— A no to włoski panienki same do niego pofrunęły, tak pewnie ze sympatyi. Jego myśli leciały do nas na górę i włoski panienczyne do siebie przyzywały.
Serduszko Pity całe drżeć zaczyna.
— Och! panno Władziu! jakże można!
Usiadła na krzesełku, głowę w ręce chowa.
Władzia powoli wstaje od maszyny, podchodzi do Pity, obejmuje ją lekko ramieniem.
— No... czego... czego... — mówi cichym, miłym głosem — nie trzeba się wstydzić. Ja widzę, że pannie Picie coś tego... ten... No! no! To swoja rzecz...
Pita czuje do przybliżonego ku niej ciała jakiś wstręt i zarazem radaby przytulić się, aby choć ktokolwiek pożałował jej trochę.
Nie odsuwa się więc od Władki, która delikatnie głaszcze ją po włosach.
— On z pewnością te włosy schował na pamiątkę i zaraz będzie wiedział, że to panienczyne. Bo przecież nikt w całej kamienicy nie ma takich ślicznych włosów. Ani mamcia — bo... no... co tu gadać!...
Wzruszyła ramionami, pogładziła raz jeszcze główkę Pity.
— Proszę się nie martwić. Tak dziś ładnie pannie Picie w tej sukience.
Pita głowę podnosi. Czuje się jakaś, jakby trochę pocieszona i przyjemnie zmieszana. Ktoś nią nie poniewiera za to, że się kocha w rządcy. Wprawdzie ten ktoś,