Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/143

Ta strona została przepisana.

wcale piękne. Z całą jednak odwagą i bardzo starannie zastrzyknęła lekarstwo.
On biadał ciągle. Gdy operacya była skończona, aż zaczął bić piętami ze zdenerwowania w podłogę. Pitę ogarnął żal. Stanowczo cierpienie przewyższa jego siły.
Nie śmiała się, jak dawniej, lecz stała przed nim i mimowoli przybierała pozycyę, jaką Władka miała przed chwilą, zbliżając się do niej.
— Mój biedny Edku! — zaczęła.
Lecz on jej przerwał brutalnie:
— Daj mi spokój! odczep się!... Czemu to mnie sparszywiały uszy, a nie tobie? Nie mogło to na ciebie paść, a nie na mnie?
Pita cichutko odeszła do okna. To było nad jej siły.
Sama nie wiedziała, co począć z taką zapłatą za próbę jej „dobroci.“ Starała się wymyślić, co Władka zrobiłaby w takiej chwili. Instynkt mówił jej, że gdyby Władka miała w tem interes, zmilczałaby z pewnością. Tak, ale bez interesu. Zawsze jest w tem coś swego. I tak Pita, mimo wszystko, czuje się ciągle szczęśliwsza od jęczącego brata. Przed chwilą nie czuła tego szczęścia. I to coś znaczy.
Właściwie nie czuła, że miłość czyniła ją lepszą i zaczynała rozniecać jakieś ogniki na widnokręgach jej Ducha. Chciała, mimo wszystko, iść tym wyższym szlakiem, który jakby podnosić ją zaczynał nad ziemię.
— Niech mówi... ja będę ponad to! — postanowiła, patrząc na deseń firanki.
Nagle drzwi, prowadzące do przedpokoju, otworzyły się i wszedł przez nie Mundek. Był w czapce i w szynelu, narzuconym na ramiona. Wszedłszy, zatrzymał się na progu, jakby zmieszany. Widocznie nie spodziewał się zastać tu rodzeństwa... Był blady i miał zaciśnięte usta.
— Proszę was — wyrzekł zdławionym głosem — idźcie ztąd i zostawcie mnie samego.
— My ci nie przeszkadzamy! — zapiał Edek.