Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/148

Ta strona została przepisana.

Tuśka badawczo przygląda się córce:
— Chora jesteś?
— Nie...
— Rozumiem... fochy... to za rańsze... Jeszcze panna Pita ośmiela się karać matkę odmawianiem sobie jedzenia za to, że poważyła się zrobić jej uwagę.
Żebrowski czuje, iż powinien się wmieszać.
— Cóż to się stało?
— Może ci córka sama opowie, albo spytaj się pana rządcy.
Ach! jak daleko była teraz Pita od tej śmiesznej sprawy włosów, fruwających po dziedzińcu bez jej woli i chęci.
Ach, jak daleko!
Takiego coś silnego wgniotło się w jej duchowy drobiazg już od tej chwili! I tak nią szarpie, tak dręczy...
Edek zaczyna się uśmiechać:
— To ja powiem...
Władka nagle się miesza:
— To bardzo nieładnie.
Edek mierzy ją wzgardliwem spojrzeniem.
— Czego tu? pilnować swego nosa!
Żebrowski czerwienieje i nastawia się, jak kogut.
— Błaźnie jeden! — odzywa się zdławionym głosem — błaźnie jeden...
Nigdy tak nie przemawiał do swoich dzieci. Dziwna grzeczność, która tam panowała lata całe, zdawała się rozluźniać powoli.
— Proszę tatki!
— Milczeć!
— Ja do tej... do tej...
— Ruszaj precz od stołu!
Chwila ciężkiego milczenia. Nagle wstaje od stołu nie Edek, lecz Mundek i cisnąwszy serwetę, bez słowa odchodzi do salonu.
Żebrowski patrzy za nim zdziwiony.
— Wróć się... Nie do ciebie mówiłem, do Edka.