— Kiedyście życie dali... dawajcie i resztę!
Bo istotnie. Cięższej krzywdy wyrządzić niepodobna jak...
Dać życie!
Dlatego, Tuśko... nie składaj ręki nad talerzem, pełnym makaronu, z rozpaczliwą ironią, i nie patrz po tych, którym dałaś „życie„ — wyczekując od nich pociechy.
Tragedyę powołałaś do życia.
W szmerze niechętnych pocałunków.
Więc milcz!
Milcz!...
I patrz!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Bo oto Pita blednieje coraz więcej. Ręka jej opada na stół — i tylko jedna, prawa powieka podnosi się, gdy druga, lewa obwisła nagle fatalnym ruchem porażonego muskułu.
Tuśka mówi do niej:
— Proszę Pity jeść...
Pita otwiera usta, jakby chciała przełknąć trochę powietrza i nagle przechyla się na krześle.
— Nie mogę! — wyrzuca z siebie urywanym głosem — nie mogę...
— Co to? Pan Edmund nie może jeść po ludzku z rodzicami, panna Pita nie może... co się tu dzieje?
Lecz Pita coraz głośniej powtarza:
— Nie mogę!
I wije się na krześle, jak motyl w śmiertelnych drgawkach:
— Nie... mo... gę!...
Jak echo, pochwycone z ust starszego brata.
Wszyscy porywają się od stołu.
Władka podtrzymuje Pitę, szklankę z wodą do ust przysuwa:
— Panienko, proszę się napić!
Lecz Tuśka gniewnie jej przerywa:
— Co to za komedye? co to znaczy?