Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/151

Ta strona została przepisana.

A Pita, drżąc cała, przez szczękające zęby powtarza wciąż: „Nie mogę!“ — i ten jęk, ten krzyk coraz głośniejszy, coraz bardziej donośny, łączy się w jakąś litanję nie płaczu, nie jęku, lecz protestu, dławionej drobnej istoty, zbyt wielkim ciężarem jakiejś bezlitosnej Potęgi.
Bo wtedy, gdy z ust posiniałych Pity wybiega to marne: „Nie mogę“ — całe ogromy myśli tłoczą się w niej i walą:
— Czy wy nie widzicie... — wołają te myśli — że stał się tu, pomiędzy nami, w tem naszem, dobrze zamkniętem wnętrzu, Fakt, wiodący za sobą cały łańcuch zdarzeń, zmieniających nasze istnienia? Dla czego wy zajmujecie mnie i siebie drobiazgiem śmiesznym i bez znaczenia w takiej właśnie chwili? Włosy na wiatr rzucone? Zostawcie je... Z wichrem niech lecą!...
Ale oto wali w nas całą grozą przeznaczenie nasze, zaczyna się Życie dobywać do nas z zewnątrz!... Nie was, nie tych, którzyście nam życie dali szarpie na powitanie. Oto w nas słabych uderza, w nas Nieprzygotowanych! I oto my zaczynamy wołać, że tej okrutnej siły i waszego Niezrozumienia takich chwil wytrzymać nie możemy!... dlatego on tam, a ja tutaj wołam: Nie mogę! nie mogę!
To wołają strasznym, tragicznym krzykiem myśli Pity.
Jej myśli!
Ale o nie się nikt nie troszczy.
Tuśka stara się grozą uśmierzyć ten nerwowy atak córki.
— To hańba!... to wstyd!... smarkata!...
Żebrowski wykręca ręce, bezradny, z oczyma szeroko otwartemi:
— Może po doktora!...
Lecz Tuśka się porywa:
— Co, żeby nas obnieśli po całym domu? Dla takiej smarkatej nie lekarz, lecz rózga. Za dobra byłam, widzę, do tej pory. Starałam się łagodnością obudzić zasady dobrego wychowania. Spazmy! to przechodzi wszystko.
Edek uznaje za stosowne wtrącić swoje słowa: