— Bo może ona nie umyślnie te włosy na tego rządcę rzuciła.
Żebrowski odwraca się, jak na sprężynie.
— Co? co?
Lecz już Władka odprowadziła Pitę na sofę, ułożyła, okryła pledem i natarła jej skronie i ręce wodą.
Usiadła obok niej, i otuliła ramionami. Jakiś zapach heliotropu i frytury płynie z fałd jej bluzki. Lecz zarazem jest to ciepło kobiecego łona, do którego tak chętnie tulą się chorzy, dzieci i mężczyźni.
I oto Pita — pomimo jeszcze nieokreślonego czegoś, co ją odpycha trochę od Władki — skłania swą jasną głowinę na piersi szwaczki. Coraz ciszej powtarza swoje: „Nie mogę“ — coraz ciszej, aż wreszcie leży tylko z zamkiętemi oczyma i co czas jakiś nerwowy kurcz podnosi jej ciało.
Tuśka odchodzi do swego pokoju. Tam rzuca się na łóżko i patrzy z nienawiścią w zielone, spłowiałe skrzydła pawia. Stała się bowiem, według niej rzecz niezwykła. Oto druga kobieta objawiła się w tym domu. Druga kobieta, która ma prawo płakać, krzyczeć, zajmować sobą, kazać się nacierać wodą — słowem być kobietą. Ona, Tuśka, nie wyzyskała jeszcze tej sytuacyi, tej przewagi, jaką mają kobiety w zgiełkliwych objawach swych cierpień moralnych, a tu już drobna, mała istotka staje na jej miejscu i każe się liczyć z sobą, każe być „cicho“ — naokoło siebie, bo... miała atak!
— Muszę się do niej zabrać! — postanawia Tuśka — doprawdy muszę się do niej zabrać!...
Do pokoju wsuwa się Władka, Tuśka odwraca się do ściany. Czuje się urażona, iż Władka troszczyła się raczej o Pitę, nie o nią.
Lecz Władka nie zwraca uwagi. Przynosi krople laurowe, flaszkę z gorącą wodą podsuwa pod nogi, krząta się koło matki tak, jak przed chwilą krzątała się koło córki.
— Ach! co za szczęście, że mi się udało wreszcie pannę Pitę uspokoić... Tak się bałam o paniusię.
Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/152
Ta strona została przepisana.