Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/165

Ta strona została przepisana.

Pita nie słucha nawet tej zajmującej rozmowy. Przez chwilę przechodzi jej przez umysł, czy nie dobrze byłoby zwierzyć się Władce — prosić o radę. Lecz prędko myśl ta mija. Nie! nie! — woła w niej instynkt — tobie powierzono tajemnicę, nie masz prawa rzucać ją na pastwę pierwszej lepszej istocie. Ty dręcz się i... czekaj!
Tak, Pita czeka.
Wie, że czeka na coś strasznego i powoli zaczyna się do tego przygotowywać. Rośnie w niej jednocześnie jakaś siła nerwowa, jakaś moc. Uspokaja się. Drętwieje w niej duch i radaby wyzwała już czemprędzej to nieszczęście, aby raz na nią padło i pozwoliło jej wyrwać się z tego bolesnego oczekiwania.
Co więcej, pragnie sama, sama jedna iść na powitanie tego wroga:
— Ode mnie zależało odwrócić go od nas, od nich, od wszystkich! nie miałam sił, nie potrafiłam. Niech we mnie to trafi przed wszystkimi, może mnie zabije... i samo zginie...
Pita czuje się jakby wyższa, jakby urosła. Chodzi sztywno i brwi ma ściągnięte. Chciałaby zostać w domu sama, sama jedna. Z uczuciem ulgi widzi, że matka wybiera się „do miasta“, Marcysia wyszła po zakupy, Władka jedna terkoce na maszynie.
Bije na zegarze jedenasta. Pita ubrana w swą szarą sukieneczkę i koronkowy kołnierz, obciera kurz z liści palm w saloniku. Czyni to machinalnie. Duszą jest ciągle przy drzwiach wejściowych. Nikt ich dziś jeszcze nie otworzył. Wszyscy wchodzą i wychodzą przez kuchnię.
Szkoda nowej słomianki i świeżo zafroterowanej podłogi. Lepiej oddychać zgnilizną i wykręcać nogi. Lecz Pita, która zwykle dziwi się dlaczego jej mama taka elegancka, chodzi po tych brudnych schodach, rada jest, że dziś drzwi wejściowe pozostały zamknięte. Patrzy na ry-