Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/171

Ta strona została przepisana.

— Tak; pobiegł stróż.
Łóżko gotowe. Pita zwlokła z łóżka matki poduszki, materace — wszystko, co najlepszego. Edek śpi na łóżku ojca, odwrócony do ściany. Pita cicho drzwi do sypialni zamyka. Nie trzeba, ażeby Edek zjawiał się w takiej chwili.
— Teraz my chorego ułożymy! — mówi lekarz.
Pita wychodzi do sypialni i drzwi zamyka. Opiera się o stół i stoi chwilę z przymkniętemi oczyma. Przez tę krótką sekundę przebiega myślą słowa, usłyszane od Tarnawicza:
— Strzelił do siebie z rewolweru.
A potem:
— Ostrzegałem panią, panno Józefo!...
Więc ona temu winna?
Wzdrygnęła się cała.
— Nie, nie — myśli — napróżno! To było postanowione — tak stać się musiało... Ja nic nie mogłam przeciw temu podołać. To było silniejsze nade mnie...
Władka zbliża się do niej:
— Jezus Marya! panienka wie... on się postrzelił! Co państwo na to powiedzą?!..
Pita patrzy na nią jakoś twardo z pod brwi ściągniętych.
— Dlaczego on to zrobił? — pyta Władka.
— Widocznie musiał — pada z ust Pity jakimś dziwnym nieznanym jej głosem.
Drzwi od saloniku otwierają się cicho.
— Panno Józefo! proszę panią! — mówi Tarnawicz, podając skrwawiony kołnierzyk, chustkę, koszulę lekko od szyi zabarwioną krwią.
— Ach Boże! — woła Władka — trzeba schować. Matka, jak zobaczy, gotowa zemdleć. Takie zmartwienie zrobić rodzicom! i takim dobrym rodzicom!...
Tarnawicz chmurnie spogląda na Władkę.