Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/18

Ta strona została przepisana.

cie rzeczy elastyczna. Sukienkę ma granatową, drobno plisowaną. Gdy przysiądzie na ziemi, rozłożone fałdy sukni przybierają kształt olbrzymiego fijołka. Luźna bluzka okrywa smukły tors. Z wysokiego kołnierza wykwita głowa, opleciona dwoma warkoczami, opiętemi w formie wianka, prostym wiejskim sposobem. I wykwint sukienki, przybranej aksamitem, dziwnym kontrastem łączy się harmonijnie z prostotą tej fryzury.
Pita z pewną nonszalancyą patrzy na przystojnego baletnika. Jego opięty strój, filigranowa postać nie imponują jej. Przytem, skacząc, jest śmieszny, tupie nogami, uśmiecha się. Pita wzrusza ramionami. Nie może pojąć, jak Jaśka mogła zakochać się w tym człowieku. Bo fakt — faktem. Jaśka się zakochała, i wszystkie panienki o tem wiedzą. Niby ona zwierza się tylko Picie, ale Pita podejrzewa, że Jaśka każdej pod przysięgą powierza swoją tajemnicę.
Bo ostatecznie, zkądże się to rozeszło? Prawda, że Jaśka strasznie się nastawia, zmienia wstążki na szyi, karbuje włosy, ma ciągłe wypieki na twarzy i śmieje się głupio, gdy baletnik do niej mówi. To bije w oczy. Nawet mogłaby tak się nie zdradzać, bo to przecież (według Pity) niema się znów z czem tak chwalić. Ten Schern jest porządnie trywialny. Pita podpatrzyła, jak w przedpokoju nos wycierał. Zupełnie ordynarnie. I gdy się odezwie, powie coś tak trywialnie, bez żadnej subtelności. Wszak spytał się na pierwszej lekcyi, zwracając się do Tuśki.
— Czy to wszystko pani konsolacya?
Pita widziała, jak matka skrzywiła się pogardliwie. Co za trywialność! Sześć dziewczyn ma być wszystko „mamine córki.“ Jak u stróżów? A potem to słowo: „konsolacya.“ Gdzie on to wyczytał? Kto teraz tak mówi?
Tymczasem, lekcya idzie dalej swym trybem. Baletnik zmienił rozkaz dzienny i zaordynował chassés. Panienki odetchnęły. To już łatwiejsze. I sześć nóżek wycią-