Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/181

Ta strona została przepisana.

wlec musi to życie, które wróciło do niego bez jego woli i wiedzy.
On czuje, że raz jeden można się zdecydować i że ta chwila jest właściwie całą pełnią istnienia. Dyszał w niej płomieniem, siłą, potęgą. Porwał się za bary z chęcią zwierzęcą samozachowania i zwyciężył.
Kto przeżył taki moment, nie potrafi już żyć dalej.
Dlatego oczy Mundka są szklane.
Dlatego usta jego są nieme.
Dlatego pierś prawie nieruchoma.
I nieruchoma prawie myśl.
Jakby rozwiała się w mgłę.
To znów tłoczy się dokoła niego kamienną chmurą. Ach! jest tak ciężka, tak zwarta, tak nieprzenikniona.
Zanadto nieprzenikniona dla jego osłabienia.
Więc wpatrzył się w książkę — zapadł w zadumę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Lecz on jeszcze nie wyczuwa całej, wielkiej nagiej prawdy.
Gdy wielkim taranem uderzyło w zamknięte drzwi domu, gdzie wzrósł — jego Dzieło, przez niego spełnione, gdy tryumfalne Hosanna zabrzmiało dokoła jego anielskiego czynu — oderwany był od wszystkiego, co pozostawiał za sobą.
Nie czuł, że wznosi się nagle na taką wyżynę, że wspiął się tak wyniośle, iż ci, którzy go otaczali, pozostali w nizinach, już dla niego zamarłych i nieistniejących.
Fizycznie powrócił ku nim, lecz Czyn jego, ten szeroki, ogromny Czyn, obejmujący poświęceniem swojem horyzonty olbrzymie społecznych walk i dążeń, otoczył go aureolą wywyższenia i przyrósł do jego istoty.
I oto, gdy pierwsza trwoga serc rodzicielskich o życie dziecka minęła, gdy to dziecko dźwignęło się i weszło