gnęło się na lśniącej posadzce. W ślad za nóżkami poruszają się chude bioderka.
— Raz, dwa, trzy — raz, dwa, trzy...
Otworzyły się drzwi od stołowego pokoju i weszła Żebrowska. Miała również granatową suknię, jak córka, splisowaną od pasa i rozściełającą się na posadzce, jak fijołek. Złote włosy aż oślepiały w jasnem świetle lampy. Lecz twarz straciła wdzięk swój dawny. Usta zacięły się, jakby w ciągłem niezadowoleniu. Broda wypełniła się miękką masą tłuszczu. I gors zwieszał się cięższy pod fałdami spiętej na guziczki bluzki.
Tuśka przeszła przez salon pod ścianami i usiadła na kanapie. Natychmiast wbiła oczy w szereg dziewcząt, które miała przed sobą. One zaczęły się mieszać. Czuły, że w tym wzroku jest kobieta, która krytykuje i ocenia kobietę. One nawzajem nieufne, pełne były ironii i jakiejś pogardy, z której nie zdawały sobie sprawy, jakby gardziły czemś, co na rannej zorzy stara się znaleźć ciemne plamy.
— Chassés wkoło, jedna pani za drugą!... — komenderuje baletnik.
Jak w cyrku młode, świeżo w tresurę podane źrebaki, tak panienki zaczynają obiegać wkoło salonu. Drzwi się otwierają. W mundurku, smukły, o ślicznych kształtach dorastającego chłopca, przesuwa się przez salon do jadalnego pokoju Mundek. Nawet nie patrzy w stronę dziewcząt. Jedna z nich, Niutka, blondyneczka z zadartym noskiem, znalazła się na jego drodze. Spłoszyła się, jak kuropatwa. Dziewczęta wiedzą, że ten „starszy“ niemi pogardza. Czują dla niego szacunek, choć, prawdę mówiąc, nie ma się znów czego tak stawiać. Sam jeszcze młokos i nic więcej. Nie lubią jednak, gdy tak przesunie się przez pokój. Długi czas nie mogą otrząsnąć się z wrażenia, iż wydały mu się śmieszne. Wiedzą, że nazwał je raz skaczące sroki. To przecież nieprzyjemnie. Czy sądzi, że one tak skaczą z własnej woli? Może wolałyby pozostać w spokoju i nie męczyć się tak dwa razy na tydzień.
Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/19
Ta strona została przepisana.