Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/196

Ta strona została przepisana.

— Pomiędzy mamą a nim, wiesz... potrafisz. On jest dumny, a mama potrafi dojechać, więc ty... bo jeżeli on nie zechce uczyć Edka, to będzie ciężko, a potem jemu to dopomoże. Rozumiesz?
— Tak, tak.
— No, więc ułożone. Jakby się coś stało, w tej chwili do mnie pisz. W tej chwili!
Odwrócił się i znów zaczął układać papiery. Pita z wielkiej radości, że powierzył jej jakąś misyę do spełnienia, zaczęła się sama do siebie uśmiechać.
Wyszła z saloniku i weszła do kuchni. Ponieważ Marcysi najczęściej po południu w kuchni nie było, Pita mogła na chwilę choćby tam pozostać sama i zebrać myśli.
I znów stanęła przy wodociągu. Niby wodę pije, ale właściwie patrzy w otwarte okno, w skrawek błękitny nieba i myśli, jak to ona wypełni zlecenie brata, jak to będzie „pomiędzy mamą, pomiędzy Tarnawiczem...“
— Będzie może ciężko — przesuwa się jej przez główkę. — Mundek miał tyle do wywalczenia, zanim otrzymał to, że Tarnawicz będzie przygotowywał Edka, który z powodu swoich uszu nie może jeszcze chodzić do gimnazyum. Ale zrobię to, co Mundek prosi; ja nawet bym to zrobiła bez jego prośby.
Jakieś kroki na schodach. Pita spogląda w otwarte drzwi. Idzie Ketling-rządca.
Kłania się jej; ona kurczowo zaciska rękę na kranie wodociągowym.
Poszedł.
Nie zapomniała o nim. Kocha się w nim, jak dawniej, tylko tyle się nagromadza faktów w jej życiu, że poprostu niema czasu często wmyślać się, jak przedtem, w stan swego serca. Gdy tak zobaczy go nagle, czuje jakby wyrzut, iż zaniedbała go, że nie modli się tak do tej swojej udręki, jak wtedy, gdy omdlewała z grozy przed naleceniem na nią nieznanej jej potęgi.