Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/199

Ta strona została przepisana.

nerwowa, wrażliwa natura nie może pojąć postąpienia „tej klasy“...
— Powinni nie dbać o nic, powinni się poświęcić — myśli.
I Tarnawicz w jednej chwili traci w jej romantycznej wyobraźni cały urok.
— Tchórz! — myśli — tchórz!... Gdybym była na jego miejscu, nie ustąpiłabym. Wypędziliby... wielka afera. Zostałby rzemieślnikiem, albo czem. A tak!...
Wzrusza ramionami. Tuśka obserwuje ją zdaleka.
— Pita! co ty wyprawiasz?
Edek śmieje się cicho:
— Sama z sobą rozmawia, proszę mamy.
A panna Władka dodaje od maszyny:
— To bardzo zła nawyczka.
W oczach Pity gasną płomyki, lecz zbiegają się na dnie serca.
— Tchórze! tchórze! — myśli, zabierając się do nakrywania do podwieczorku.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Brzydki, brudny dworzec. Ubogi, wiecznie zbłocony i oślizgły.
Już pociąg stoi na szynach. Przed wagonem trzeciej klasy stoją Żebrowscy, Pita, Edek otulony szalem i Mundek trochę blady w zgniłem świetle latarni.
Blady również jest i Żebrowski, natomiast Tuśka ma gorączkowe wypieki na twarzy.
Bo oto odrywa się z ich gniazda to najpierwsze i gotuje się do lotu.
Gotuje się młode, wątłe jeszcze, jako wygnaniec, i to jest najboleśniejsze.
Nietylko iść w świat chce, ale i musi.
Pita patrzy na brata, jak w tęczę i błękit jej oczu zachodzi łzami.
Boli ją nietylko rozstanie z kimś, kto przeżył obok