Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/20

Ta strona została przepisana.

Jedna Jaśka...
Ale ona się kocha!
Wreszcie odpoczynek. Baletnik usiadł z gracyą, nogi ułożył, usta w ciup i siedzi, jak panna na wydaniu. Dziewczęta posiadały i używają na garbieniu się do woli. Cisza panuje senna i zupełna. Pod piecem usiadła Pita, a zaraz do niej przysunęła się Jaśka. Pita się odsuwa, bo znieść nie może kontaktu obcego ciała. Czuje dziwny wstręt. A Jaśka ma manię czepiania się ciągle kogoś.
I teraz leży na ramieniu Pity, która drugim bokiem aż przylgnęła do pieca.
— Powiem ci coś... — szepce Jaśka.
— !!!
— Ale, jak się przysięgniesz, że nikomu nie powiesz.
— !!!
— Bo pamiętaj! to coś bardzo, bardzo...
— ???
— Przysięgasz?
— No, dobrze, dobrze.
— Wiesz, on mnie za rękę uścisnął.
Jaśka formalnie dusi Pitę.
— Kiedy to zrobił?
— Jak mnie przy pliéz poprawiał.
Pita wydyma usta.
— Widzisz, widzisz — mówi z wymówką — do czego cię twoje kokieterye doprowadziły. Ośmieliłaś go...
Lecz Jaśka aż cała płomienieje. Policzki ma tak czerwone, jak aksamitka na szyi.
— Żebyś wiedziała, jak to przyjemnie!
Tego już nadto! Dobry smak Pity czuje się strasznie obrażony. Nie dość, że wyzwano tego ordynusa na jakieś poufałości, ale te poufałości sprawiają przyjemność...
— No, moja droga — zaczyna — muszę ci się przyznać, że jesteś trochę... nie tego...
— E! co ty wiesz — mówi Jaśka i przymyka oczy,