Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/202

Ta strona została przepisana.

Pociąg pędzi, maleje, ginie.
Już zapadł w przestrzeń, znaczoną światełkami zielonych i czerwonych latarenek na linii.
Po nim jakby jeszcze jęczał jakiś głos.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gromadka chwilę stoi jeszcze na peronie. Patrzą. Łzy im zasłoniły świat mgłą.
— Chodźmy! — mówi wreszcie Żebrowski.
Na peronie pustka zupełna. W oddali jacyś tragarze się kłócą. Żebrowscy idą wolno ku wyjściu. Są smutni, znękani, przybici.
W uszach mają jęk, który włóczy się jeszcze po szynach, w oczach mają bladą twarz dziecka gnanego w świat, w sercu mają rozpacz i ból.
Wielki ból!...





III.
Urywek z dzienniczka Pity.

(Pita od kilku dni pisze pokryjomu dzienniczek. Takie tu krótkie, urywane zapiski, bo Pita niema kiedy i gdzie pisać swego dzienniczka. Ale Pita musi choć przez kilka dni pisać coś w tym rodzaju, bo jest to tak przywiązane do programu życia dorastających dziewcząt, że inaczej być nie może. Tembardziej, że na Pitę spadł grom i że ona musi wypowiedzieć choć troszeczkę, co ją boli i dręczy.
A dręczy ją bardzo.
Ot tak. —).

14 kwietnia.

Doprawdy, to przecież straszne. To są rzeczy nie do uwierzenia. Wstyd mi napisać. Ale muszę. Dzienniczek powinien być prawdziwy, bo inaczej nic nie będzie wart. Gdy