A przez drzwi otwarte widać Jego. Stoi w palcie, zacisnął pięść i Marcysi grozi:
— Milcz, dyablico, psi. kr..... — Musiałam to napisać.
Ale on tak powiedział!!! A ona:
— Ja zatkałam zlew? ja?
— Ty!
— Widzicie go? tyka mnie... o!... książę, co psy wiąże.
A on na to, jak się rozwrzeszczy:
— A ty taka, a owaka, a flon..., a jeszcze inaczej i zamierza się. Ona mu się podsuwa, a on: „Odejdź, bo cię lunę!...“
Już więcej pisać nawet nie będę, co było, bo to strasznie ordynarne, trywialne. A taki się wydawał dystyngowany, tak ślicznie chodził, tak się kołysał, jak jaka sosna, bo smukły i wysoki. Ręczę, że Krzychna także nie chciałaby Ketlinga, gdyby on mówił: „flon...“ i „psia kr...“ Okropnie mi wstyd było przed Edkiem, bo on aż piszczał z radości, bo widział, że ja się wstydzę.
Ach Boże! co to kobieta z sercem musi przejść. Ale teraz powiedziałam sobie, że już nigdy się nie zak...... Będę się modliła i Pan Bóg mi dopomoże.
Byłam z mamcią na majowem nabożeństwie. Tak cudownie, cały ołtarz kwiatami ubrany u św. Aleksandra. W kwiatach Matka Boska. Miałam złą chwilę. Wstydziłam się śpiewać litanię razem ze wszystkiemi, tak, jak to robiłam, gdy byłam mała. Ale się przemogłam i śpiewałam. Tak pachniało od kwiatów, dzwoneczki brzęczały, i tak wysoko Matka Boska taka śliczna, z rękoma rozpostartemi. Jak zaczęli śpiewać: „Zdrowaś Marya,“ przypomniały mi się nagle słowa Tarnawicza, że my jesteśmy tragicznym narodem. I kiedy się obejrzałam, a tak ten cały tłum klęczy i smutno śpiewa, choć tam i Maj, i słońce — to widzę, że on ma racyę. I sama wtuliłam się jakoś we wszystkich, a oni mnie ogarniali, jakby rzeka, wyciągali po mnie