mnie, bo już panie chodzą „do figury.“ A mamci kostium fioletowy wyszedł z mody, bo w tym roku nie fiolet, ale śliwkowy modny. Więc mamcia się martwi i przeze mnie także, bo trzeba dla mnie nowy granatowy. Zeszłoroczny na nic, a że to fason angielski, więc nadsztukować nie można. Mamcia weźmie na rozpłaty i Władka będzie znów miała co robić. Choć chwilami, to wolałabym nie mieć kostiumu i żeby ona sobie już od nas poszła. Nie wiem czemu, ale wolałabym. A gdy ona jest, to znów jestem dla niej grzeczna i dobra. I nie mogę tego zrozumieć, taka jestem fałszywa. Czy to tak będzie i dalej? Może, jak będę tylko od siebie zależna, to będę mogła być niegrzeczna dla tych, których nie lubię? A może nie. Moja mama kogo nie cierpi — a uśmiecha się. Raz mówiła mamcia, że to jest „polityka.“ To przecież smutno, że to prawdziwie żyć nie można, tylko zawsze tak coś, jakby bokiem się obchodziło. To bardzo smutno.
Strach, jak lubię mówić z Tarnawiczem. Jak tylko siebie dopadniemy, zaraz rozmawiamy. Ośmielam się powiedzieć mu i to i owo. On mię wysłucha i czasem, choć mi się zdaje, że to coś bardzo głupiego, co powiedziałam, to on w tem jakiś sens wynajdzie. I to jest dziwne, że on ten sens znajdzie, ten właśnie, który mam bardzo głęboko w myśli ukryty i z którego ja nawet sobie sprawy nie umiałam zdać dotychczas. On mówi: „Panna Józia pewnie to i to myślała.“ I rzeczywiście. Jakby kto przede mną wstążkę rozwinął, a na tej wstążce napisane były zupełnie jasno moje tajne myśli. I tak sobie rozmyślam, że gdyby ktoś ze mną dawniej tak rozmawiał, to byłoby lepiej dla mnie. A może nie. Czy ja wiem?...
Wczoraj była u mnie z wizytą Jaśka. Dawno już jej nie widziałam i nawet byłam rada, że jej nie widzę. Ona