Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/214

Ta strona została przepisana.

szperać w nich, szukać, czy niema jeszcze czegoś, coby mnie więcej bolało. Jak byłam mała, skaleczyłam się w rękę. Ciągle tę ranę poruszałam, aby mnie bolała, i to śmieszne, ale było mi to przyjemne. A teraz tak robię ze swojem sumieniem i ze swojem sercem. Tarnawicz mi powiedział, że to takie wrodzone polakom. Może. Więc w takim razie właściwie janie mam żadnej woli, bo to i to musi być. A dlaczego mnie uczyli, że człowiek ma wolną wolę, pamięć i sumienie?

28 maja.

Nagle się zachmurzyło, zasłoniło, i niebo całe szare. A już nasadzili bratków na dziedzińcu, w klombiku, i przyjemnie było patrzeć, że są choć takie kwiateczki. Pomarzną. Nic z nich nie będzie. Choć i tak na tym dziedzińcu byłoby im duszno i ciemno, bo słońca niema. Mnie również jakoś niedobrze. Słabo mi co chwila. Taka jestem mizerna, aż mamcia się na mnie gniewała i powiedziała, że już nie wie, co ze mną robić. Tatko powiedział mamci, że trzeba iść ze mną do doktora, ale mamcia krzyknęła, że wie sama, co do niej należy. Tatko jej na to odpowiedział, że — wyprasza sobie taki ton. — Mamcia znów: „Cicho!“ Tatko złapał za kapelusz i wyleciał.
Pierwszy raz tatko drzwiami trzasnął.
Boże mój! co to się u nas dzieje!...

30 maja.

Bardzo się dziś modliłam na majowem nabożeństwie, ażeby tatko i mamcia się nie kłócili, i także prosiłam o dużo rzeczy i o to, ażeby Mundek i Tarnawicz odzyskali wiarę, bo to przecież bardzo uspokaja, jak można się tak dobrze serdecznie wymodlić.

2 czerwca.

Wypogadza się powoli. Przykro mi to, że już nie chodzę na majowe nabożeństwo. Musiałam również zdjąć niebieską wstążkę, com ją na szyi cały maj nosiła. Zro-