tem i tylko do ziemi przylegał i tylko mruczał. Ale raz ta pani zdjęła z nogi pantofel i zaczęła doga bić pantoflem. I on się za to na nią rzucił i ugryzł ją... I ile razy go chciała uderzyć pantoflem, to on ją kąsał. A batem się bić pozwolił. Przecież bat więcej boli, niż pantofel. Ale ten dog miał ogromną ambicyę i uznawał, że to dla niego obelga taki kobiecy pantofel. Bardzo mi się przez to podobał i bardzo go szanowałam za taką hardość. I skoro pies ma taką ambicyę, to przecież i mężczyzna powinien mieć.
Boję się napisać, żeby co się nie zmieniło, ale tatko coś mówi, żebyśmy wyjechali na letnie mieszkanie. Niby my tylko, bo tatko zostałby się w mieście. Sam tatko to zaproponował. Aż mamcia się zdziwiła. Jak to byłoby cudownie! Boże!... Boże!...
Często, bardzo często myślę, co tam Mundek porabia? Prawie nie pisze. Rodzice z sobą pewnie o nim mówią, a tak to nie bardzo. Nie jestem ciekawa tego, gdzie on właściwie mieszka, czy ma oddzielny pokój, gdzie się stołuje, kogo zna — to nie. Tylko, jak on tam w tym Krakowie myśli, czy ci ludzie są tacy, jak on. Bo mówią często — galicyanie, królewiacy... I tak jakoś, jakby się nie lubili, jakby się krzywili jedni na drugich. To przecież jest głupie... bo my wszyscy jednakowi. Tarnawicz mi tłumaczył, że warunki polityczne wyrobiły w nas różne wady i różne zalety. Ale chyba już takie serce jak Mundkowe i jego duszę to wszyscy jednako rozumieją. Ciekawa jestem, czy tam w Krakowie, to także by się taki Mundek znalazł, któryby życie swoje poświęcił dla całej klasy? Tarnawicz mówił, że nie wie, bo to ucisk tylko wywołuje taką siłę. A ich tam nie cisną. Choć znowu Tarnawicz mówił, że to tylko pozornie, że wolno im niby nosić rogatywki i śpiewać „B... c.. P.....,“ ale że oni ich przecież gnębią.