Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/236

Ta strona została przepisana.

Pita, wykwitająca jak smukły, różowawy kwiat, z tych fal zieleni, stanęła nieruchoma!
— W grobie!
Nagle w oddali, z po za łanów zboża, rozlega się dziewczęcy, trochę krzykliwy głos. Jakaś dziewka przechodzi ścieżką i coś tam śpiewa. Co, mniejsza. I o melodyę mniejsza. Ale ma to jakąś siłę — coś niesie ten głos siłą i chęcią do życia. Bije, jakby źródło, w czarne myśli Pity. Ta podmiejska dziewka snadź jeszcze nie zatraciła swej żywiołowej mocy, która jej rosłe piersi rozsadza o zbudzeniu. Śpiewa i idzie bijąc ziemię nogami, obutemi w pokrzywione buciki. Pita zasłuchuje się cała w tę piosenkę.
— To chłopskie... — myśli — to chłopskie. Pan Porzycki wyśmiewał się, że Mokotów to ni pies, ni wydra, a przecież tu jest zboże, i maki, i taka dziewczyna, co po chłopsku śpiewa.
I znów rozjaśnia się Picie w sercu. Myśli, że opowie Tarnawiczowi, gdy przyjdzie po obiedzie na lekcyę, że słyszała dziś chłopskie śpiewanie. On się z niej nie wyśmieje, jak Porzycki. Jego także Mokotów zachwyca. Radość jego, gdy Tuśka zawyrokowała wreszcie, że lekcye Edka nie będą przerwane, nie miała granic. Pierwszy raz, gdy zjawił się w sadku, był prawie wzruszony. Mówił, że nigdy nie był „na wsi“, że pierwszy raz widzi zblizka „wieś“. I ciągle z drzew, z krzewów przenosił wzrok na Pitę — ciągle powtarzał jakimś zmienionym głosem.
— Boże! jakie to wszystko ładne!..
Jego biedne płuca, takie zmęczone, takie zatkane, wciągają w siebie trochę czyściejsze powietrze.
— Jak tu pachnie!..
— Prawda? — mówi uradowana Pita.
Więc Pita wie, że gdy Tarnawiczowi opowie, że słyszała, jak chłopi śpiewają, on ją odczuje i zrozumie. Porzyckiemu nic nie powie.