Wiedzie cały tan tuż ponad złotemi włosami Pity.
Jak świeżo!
Jak młodo!
Jak czatownie!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Z domku wybiegła zaspana Marcysia. Kopnęła balję leżącą pod parkanem i odłożyła okiennice.
Opodal domu stoi wielka altana, obrosła dzikiem winem, w której Żebrowscy jedzą i cały prawie dzień przesiadują. Do tej altany Marcysia niesie dymiący samowar. W oknie domku ukazuje się twarz Żebrowskiego, który systematycznie zaczyna się golić.
Edek: rozciągnięty na żelaznem łóżku, doskonale odtwarzającem część legendy o Madeju, chrapie w sionce, dzielącej domek na dwie połowy. Kuchnia stanowi rodzaj przystawki i jest połączona zewnątrz drzwiami z pokoikiem, który zajmuje Pita. Drugi pokoik jest sypialnią małżeńską. Żebrowski bowiem sypia na letniem mieszkaniu i co rano drobnym kroczkiem maszeruje do biura. Zachodzi na Warecką. Gdy będzie deszcz, spać będzie w naftalinie i paczuli. Tak powiada. Lecz teraz niema przyczyny. Tuśka milczy i odwraca się coraz więcej do ściany, na której wisi paw’, aby zamaskować szerokie szczeliny, przez które widać parkany.
Wogóle Tuśka staje się jakąś zaciętą i milczącą. Natomiast na twarz jej jakby przylgnęły gorączkowe wypieki. Wie, iż Żebrowski zaprosił na Mokotów Porzyckiego. Aktor zaproszenie przyjął chętnie i przyrzekł, że jednej niedzieli „wpadnie“...
Dziś właśnie niedziela, a więc kto wie...
Z domku, za Marcysią wysuwa się Tuśka. Jest odziana w szafirowy kretonowy szlafrok i rozgrzana od snu. Włosy po dawnemu opuściła na plecy. Wogóle jakaś w niej tendencya do pewnych zmian jakby na korzyść. Te włosy już wystarczają. A potem niema na nogach fil-