Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/243

Ta strona została przepisana.

— To histrjon!..
Pita aż poczerwieniała, ażeby Porzycki nie posłyszał.
— Cicho bądź! — wyszeptała — to bardzo dystyngowany człowiek.
Lecz Edek uparcie powtarzał:
— To histrjon!
Teraz zdaleka obserwuje Porzyckiego i po swojemu wydyma usta.
Bokiem także, lecz znacznie wyprzedziwszy starszych, idzie Pita. Biegały razem z Władką brzegiem zbóż i narwały trochę bławatków i maków.
Władka nadzwyczaj zręcznie zrobiła dwa małe pęki, przymieszawszy trochę spadających kłosów i przypięła je Picie po obu stronach twarzyczki.
Śliczne jej rysy zyskały w tem obramowaniu świeżego kwiecia jeszcze na wdzięku. Gdy tak wynurzyła się na tle dziwnie wybujałego zboża w swej błękitnej sukience z obnażoną szyjką — była tak czarująco piękna, iż Porzycki przystanął na chwilę i patrzył na nią z lubością.
— Wiochna! — wyrzekł nareszcie — daję słowo honoru, wiochna.
Nikt nie potwierdził tych słów. Tuśka ciągle była wzruszona i milcząca. Żebrowski z roztargnieniem śledził Windhorst, opasany czarną aksamitką. Edek pluł i wargę wydymał. Władka podeszła do szeregu i podała każdemu po bławatku.
— Dziękujemy! — odpowiedział śpiesznie Żebrowski.
I znów szeregiem ku domowi iść zaczęli.
Drogą mijali ich nieliczni przechodnie, chłopi powracający z Warszawy, cykliści. Czasem przewlokła się dorożka, wzbijając tumany kurzu. Tuśka mimowoli przypominała sobie zakopiańskie spacery i ogarnął ją szalony ból za „tamtą“ chwilą. Lecz całą siłą woli ściągnęła się ku teraźniejszości. Obok niej szedł znów Porzycki i to powinno jej było wystarczyć.