Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/244

Ta strona została przepisana.

W całym chaosie uczuć, jakie opadły ją całą, nie umie zdać sobie sprawy, co w niej przeważa: czy radość z jego niespodziewanego powrotu, czy rozpacz z sytuacyi, w jakiej znów się znajduje.
Do tego w dodatku przyłącza się ciągłe utrapienie chęci wydania się lepiej, nad możność, nad to czem jest w istocie. Chęć ta zaczyna się od drobiazgów, które nie mniej wzrastają do rozmiarów ważnych faktów. I teraz idzie obok Porzyckiego, ściskając w ręku parasolkę, tak, aby nie mógł dojrzeć, iż jest nie świeża, i myśli jednocześnie o bólu, jaki odczuwa w sercu i o tem, czy Marcysia dobrze odgrzeje kotlety z obiadu i czy dostanie sałaty, po którą kazała iść na wieś i przynieść za jakąkolwiek cenę.
Miałaby ochotę posłać Edka na poszukiwanie sera szwajcarskiego, bo wie, że Porzycki ser ten nadzwyczaj lubi, ale mina nieprzychylna, jaką Edek obrzuca „histrjona“, nie zachęca jej do tej propozycyi.
— Nieznośny chłopak! — myśli Tuśka — nieznośny!.. a brzydki, jak on wygląda!
Czar elegancyi jasnej i czystej, właściwej Porzyckiemu, zaczyna na nią działać. Coś ze „sztuki“, z kultu „Piękna“, przejawiającego się nawet w zewnętrznych drobiazgach, a o który otarła się przez czas jakiś, zaczyna na nią działać. Nie patrzy nawet na męża. Zna go dobrze i wie, jak wygląda. Ale ten syn krostowaty, zgarbiony, nędzny — zobaczyła go dziś, jakby po raz pierwszy na tle zieleni i w porównaniu z Porzyckim.
Jakże mu daleko do owego pazia w aksamitnej bluzce i koronkowym kołnierzu, którego fotografię pokazywała aktorowi przez okno zakopiańskiej chałupy!
Byłaby dużo dała za to, aby ten Edek inaczej wyglądał, gdyż subtelnością swoją, w gruncie eleganckiej kobiety, odczuwała, iż ten syn, niemający nic wspólnego z estetyką, nie upiększa ją wcale.