Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/25

Ta strona została przepisana.

Dostrzegł jabłko.
Przykucnął i zmienił ton mowy. Stał się miły i układny.
— Daj mi to jabłko.
Pita wykonała grzeczny gest:
— Proszę cię, bierz!
Wyciągnął długą, dziwaczną rękę i ze zręcznością małpy schwycił jabłko. Rzucił je na ziemię, rozpalone druty zaczęły palić posadzkę.
— Zniszczysz podłogę.
Wzruszył ramionami.
— Cóż to? moje? Niech ten podły kamienicznik ma jakieś zniszczenie.
Z kieszeni od spodni, dobrze naładowanej przerozmaitemi tajemniczemi przedmiotami, wyciągnął chłopski kozik i kawałek bibuły. Roztasował się na ziemi i odepchnął od pieca Pitę.
— Posuń się, panno Pastrano!
Rozwijał się w nim prawdziwy mężczyzna. Układny i miły, gdy o coś prosił, z chwilą ustępstwa ze strony kobiety, zaznaczał swą pogardę i podwajał swą brutalność.
Był to jednak najlepszy chłopiec, z dobrem sercem, pełen sentymentu i posiadający w wysokim stopniu kult pamiątek.
Pod jego sofką, gdzie sypiał w pokoju stołowym, stała wązka długa paczka, przezwana przez inne dzieci „trumną.“ W tej trumnie Edek chował wszystko, co od kogo dostał, co mu przypominało jakąś ważniejszą chwilę, która się zaznaczyła w jego życiu.
Poowijane w kolorowe bibuły, w pudełka od lekarstw, w koperty — leżały rozmaite najróżnorodniejsze przedmioty owego krótkiego życia, opatrzone etykietami, napisami, kokardami, polakowane, popieczętowane — to znów w pudełeczkach szklanych, aby je dojrzeć było można. To było całe dotychczasowe życie Edka od lat najmłodszych, cały grobowiec i zarazem źródło najżywszych wspomnień, do których się zwracał ciągle i z któremi się nie rozstawał.