Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/251

Ta strona została przepisana.

i w nim obudziło się wszystko. On tylko, jako aktor, umie się zamaskować lepiej. Lecz taka chwila nadejść musi Nie mógł mnie zapomnieć. Nie mógł. To było za silne pomiędzy nami. Teraz to widzę. On mówi, że przyjechał na występy. Ale kto wie. Może go tęsknota przygnała. On mógł to zrobić. Ja musiałam skuta pozostać na Wareckiej. Przecież tak często bywa, że lata całe walczy się z sobą, wreszcie biegnie się ku porzuconej istocie. Tak często bywa. Nieraz o tem czytałam i widziałam na scenie. Więc i to między nami może. Ja wiem, że gdybym była wolna pobiegłabym już nie raz za nim, choć zdawało mi się, że wszystko we mnie zamarło...
Tak myśli Tuśka, siedząc pod wielką jabłonią w sadku.
— Przyjedzie w niedzielę... przyjedzie w niedzielę.
Pita pobiegła w głąb sadu. Jest tam sadzawka. Cuchnie to, ale zawsze sadzawka. Na tej sadzawce jest nawet altanka, wzniesiona na palach na samym środku. Wygląda, jak pudełko ażurowe wycięte przez dziecko piłeczką. Lecz nie do tej altanki biegnie Pita. Ona sobie na stromych brzegach sadzawki wynalazła inny kącik.
W krzakach jakiejś rośliny, zwisającej długiemi gałęziami ku ziemi i poznaczonej masą liljowych gwiazdeczek, jest jakby gniazdo i do niego zwlokła Pita składane krzesełko, jakiś kawałek kocyka, parasolkę, koszyczek z robótką. Tutaj nawet ma swoje kartki dzienniczka, który postanawia pisać bodaj ołówkiem.
— W zimie przepiszę na czysto atramentem!
I tak siedzi sobie w tych liljowych gwiazdeczkach, w swej różowej matince. Na razie nie pisze, tylko patrzy w błękit nieba.
— Tak jakoś łagodnie się robi! — myśli Pita, zanurzając swe błękitne oczy w lazurze nieba.
I snują się jej myśli razem ze śniegiem obłoków, przelatujących nad jej głową.