Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/273

Ta strona została przepisana.

zrazy bite z grzybami, które miały się „odegrzać“ na kolacyę. Srebro, zastawa wyczyszczone aż się lśniły. Nowe abażury na świece, założone od rana, zieleniły się jak bajeczne kwiaty. Tuśka marzyła o ubraniu do kolacyi stołu kwiatami, lecz lękała się, aby nie zwrócić zbytniej uwagi wszystkich na uroczystość tych przygotowań. Przytem dobrze nie wiedziała, jak się to robi. Pierwszy i jedyny raz siedziała przy stole, ubranym kwiatami podczas swego ślubu. Od tej chwili kwiaty znikły z jej menu życiowego. Zastąpiła więc tylko przybranie stołu nowym serwisikiem do wódki, po który pojechała do Warszawy. Żebrowski przywiózł sardynki, ser, trochę szynki, jako przekąskę po wódce. I on był ożywiony i uśmiechnięty. Ubrany jasno, jakby odmłodniał. Ruchy miał nie tak drewniane. Po twarzy jego chwilami przesuwał się uśmiech prawie zagadkowy. Kilkakrotnie zwrócił się do Pity prawie pieszczotliwie, a raz powiedział jej:
Dziecinko, przynieś mi gilzy z pokoju...
Pitę ucieszyło to i prawie rozrzewniło. Nigdy ojciec nie mówił do niej w ten sposób. I ten ton nizki, jakiś prawie ciepły. Chciała mu odpowiedzieć również, ale nieprzyzwyczajona, nie umiała na razie słów znaleźć. Pobiegła tylko do domu, szeleszcząc trochę zbyt krochmalną spódniczką i porwała pudełko z gilzami. W przelocie ujrzała, jak Tuśka ze szczególną starannością czesała i zapiekała włosy.
— Mamusia uczesała się dziś po zakopiańsku — pomyślała Pita.
I rzeczywiście Tuśka starała się być tą dawną Tuśką, złocącą się kaskiem włosów na werandzie w Płazowej chałupie. Odkryła zupełnie kark i starannie ufryzowała drobne włoski, wijące się po nim. I zdawało się jej, że jest rzeczywiście tą samą...
Tem kiciątkiem...
Które to płakać nie miało.