Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/280

Ta strona została przepisana.

Pita, przerażona, instynktownie patrzy w stronę matki.
— Za co?
— Możeby się więcej tutaj nie przywłóczył.
Porwał chleb, kawałek szynki i, kołysząc się, odszedł w głąb ogrodu.
Pita uczuła się serdecznie zmieszana. Wprawdzie to, co powiedział Edek, nie miało ani podstawy, ani sensu, jednak dziewczyna zwyczajną, wrodzoną koleją, z chwilą, gdy wymówią słowo „mąż,“ musi odczuć, że się tam coś pod żebrem łopoce dziwnie niepokojąco. Dlatego i Pita nakrywa dalej do stołu, ale w oczach jej się mieni.
Porzycki!...
W jednej chwili zmieniło się coś w niej. Przełamało. Teraz prawie pragnie, aby Porzycki dziś nie przyszedł. Zdaje się jej, że on z oczów wyczyta to, co na myśl jej dziwnym kwiatem padło.
I dlatego z uczuciem ulgi spostrzega, jak otwiera się furtka w parkanie, i ojciec, rozjaśniony tryumfalnie, wprowadza Władkę, odzianą w biały kostium i w dystyngowany Windhorst z aksamitką.
— Jest! — woła radośnie Żebrowski.
Tuśka, która w tej chwili nie patrzyła w stronę furtki, odwraca się szybko i jeszcze prędzej powraca do dawnej pozycyi. Nic nie zdoła określić tego zawodu, jaki odbija się na jej twarzy. Pita dostrzega tę zmianę wyrazu matki i jest nią aż uderzona.
Tymczasem Władka podbiega do Tuśki, wita ją dość hałaśliwie, oddaje nieśmiertelne babki śmietankowe i zaraz przysiada na trawie, roztaczając z wdziękiem fałdy swej sukni.
Tuśka odpowiada jej bezwdzięcznym głosem. Ma wrażenie, że ktoś obciąga jej z całej siły kąciki ust ku dołowi.
Obok stoi Żebrowski i słucha z zajęciem, co mówi Władka. Wyraz rozjaśnienia nie schodzi mu z twarzy.