Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/285

Ta strona została przepisana.

— To twoja wina!
Lecz widocznie nadto była podrażniona i nie mogła nic powiedzieć.
Lecz i Żebrowski musiał dojrzeć i odczuć tę nienawiść w oczach Tuśki, bo drgnął prawie i bezwiednie przysunął się w stronę Władki.
Owiała go atmosfera dobroci, którą zdawała się być ta dziewczyna przesycona.
I tem go brała, na wskroś — całego.
Wiedziała o tem.
Rutynę miała, lecz on tego nie czuł. Szedł tam, gdzie go głaskano, gdzie mu na siwe, stara lata mówiono słodkie, dobre słowa. Uczuł się sam, niespodziewanie... Ta podsunięta pod zmęczoną głowę poduszka, niegdyś, przed tylu miesiącami, zaczęła cały łańcuch...
I teraz się wiąże; ręka ciepła go wiąże, zacieśnia.
To zwykła kolej rzeczy.
To bardzo ludzkie.
Całe lata poświęceń, wierności, wpatrzenia się w jeden punkt.
I potem — przebłysk, że coś się jeszcze pozostało na dnie niedopitego, że to spełnićby jeszcze można przed śmiercią, uśmiechnąć się cicho, spokojnie...
I walka, potem lekki bunt, aż wreszcie jakieś nienawistne słowo, złe spojrzenie, zrozumienie, że w domu jest chłód, a inne ściany tulą serdeczniej, lepiej...
I — —
Spełniło się.
Żebrowski szuka maszyny Singera, mało używanej, tanio do kupienia.
To jest bardzo ludzkie.
I trafia się, pani Tuśko, właśnie najczęściej tym mężom, którzy całe życie snuli się wczesnym rankiem pod kamienicami, dążąc do biura w zielonawych, zniszczonych paltach.
I mieli schylone karki.