Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/29

Ta strona została przepisana.

Wszedł cicho i stoi tak nieruchomy, zakłopotany. W Picie coś aż zaszumiało:
Ketling! jak Bozię kocham, Ketling!
Zkąd się wziął? Czego chce? Czy ona śni?
Właśnie myślała, że taki powinien być „pan młody.“ I oto stoi przed nią nieruchomy, piękny, zagadkowy, tajemniczy.
Ni to człowiek, ni widmo.
Przywiało go coś, jakaś moc tajemnicza w ten wieczór zimowy.
I Pita powoli podnosi się z klęczek i zdaje się jej nagle, że to jakieś skrzydła u jej ramion wytrysły niespodzianie i tak niosą ją w górę.
A patrzy, patrzy na te złote włosy, na tę ciemną postać.
Wreszcie jakiś nizki, pełny głos męzki mówi:
— Czy mogę się widzieć z panem Żebrowskim?
Pita natychmiast odpowiada, przełykając ślinę, gdyż w gardle zaschło jej zupełnie.
— Tatki niema.
— A... a pani Żebrowska? Służąca mówiła, że jest w domu.
— Mamcia śpi... ale ją zbudzę...
— Nie, nie. To zbyteczne. Ja przyjdę jutro.
Lecz Pita przesuwa się przez pokój.
To dziwne. Ona zawsze taka pewna siebie, a tu nogi pod nią drżą. Idzie, jak przez rózgi.
— Mamcia zaraz będzie służyła.
— Pani się trudzi.
Och! jaki głos cichy i słodki. Potem ten sposób nazywania ją, Pitę, „panią,“ jak zupełnie dorosłą osobę. Wprawdzie i baletnik mówi „pani,“ ale co to za różnica!
Pita wbiega do sypialni rodziców. Mała lampka, nazwana przez dzieci „smarkatą“ dla drobnych rozmiarów, pali się na tualecie. Na łóżku, okryta pledem, leży Tuśka. Na odgłos otwieranych drzwi podnosi się natychmiast.