Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/293

Ta strona została przepisana.

I tylko słychać, jak w restauracyi gra na rozklekotanem pianinie walca.
A Pita przyłożyła ręce do twarzy i stoi przerażona, otumaniona, prawie nieprzytomna.
Po ogrodzie, po ciemnym sadzie wieje chłodny wiatr.
Jakby się zaplątał z jakichś dalekich, umarłych stawów, pokrytych bielą zastygłych w śnie nenufarów śnieżnych.





VIII.

Następnego dnia Tuśka naprawdę leżała chora na ciężką migrenę. Wstała wprawdzie rano, uczesała się starannie, ubrała, ale już w południe ból ją zmógł, zasłonił mgłą wzrok i powalił na łóżko. Zasłoniła okno i leżała prawie martwa, obojętna napozór, a w gruncie istoty, cała wzburzona, z duszą wprawdzie szalejącą w jakiejś dawno nie zaznanej rozpaczy.
Nieustannie migały przed nią wspomnienia Zakopanego, chwil przeżytych czarownie i bezpowrotnie. To, co zdawało się być dla niej już cmentarzem, wirowało dokoła niej pulsującem życiem. Porzycki wywlókł z grobowców te mary. To nie były właściwie wspomnienia, to było samo życie jeszcze wdzierające się siłą w źle zagojoną z trudem ranę.
— Czuję... widocznie nie przestałam go nigdy kochać, czuję to... — myślała, kryjąc głowę w poduszki. — Wystarczyło kilku dni, abym wpadła znów w tę gorączkę, w ten wir, w to przekleństwo...
Odwróciła się nawznak i leżała tak z twarzą rozpaloną. Gęstwa jej złotych włosów opływała jej czoło, policzki, szyję, piersi.
— Ale on... czy on...
Zacięła usta, na chwilę zamarła cała.