Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/295

Ta strona została przepisana.

— Gdyby to kto spostrzegł! — myśli z trwogą.
Już w niej przez te kilkanaście godzin rozwinęła się chytra skrytość. Nie widzi w tem spotkaniu się z Porzyckim nic złego, a przecież radaby je ukryć, aby nikt się o tem nie dowiedział.
Miała już troszkę takiego usposobienia od dziecka, że gdy coś bardzo miłego ją spotkało lub dostała jakąś drobnostkę, cieszącą ją serdecznie, starała się ukryć swą radość i przedmiot swej radości. Wychowanie systemem Tuśki, która kazała córce nad wszystko przenosić pozory gładkiego sposobu bycia, spotęgowało ten rys charakteru dziecka. Dotyczyło to dziecinnych wrażeń, dziś Pita zaczynała wnosić swe usposobienie we wrażenia kobiece.
I dlatego tak zazdrośnie zaczyna strzedz tajemnicy swego niespodziewanego, a niewytłumaczonego dla niej stosunku do Porzyckiego.
— Zresztą, kiedyś opowiemy to wszystkim — tłumaczy się przed sobą — tak on sam przecież mówił.
Powoli wraca ku domowi i wpół drogi spotyka Edka, który idzie ku niej, wykrzywiając się złośliwie.
— Cóż się tak wleczesz? — zapytuje ją — powinnaś pędzić na złamanie karku.
— ???
— Wasz czuły komedyant już się przywlókł. O! nie słyszysz go, jak się rechocze w altanie?
— Kto? pan Porzycki?
— No, któżby? Mamcia posłała mnie po masło, ale niema głupich. Może ty pójdziesz? co?
W Picie aż coś zadrgało. Porzycki jest tutaj tak niespodziewanie, wtedy, gdy miał zjawić się dopiero wieczorem pod parkanem! Co się stało? I bezwiednie przyśpiesza kroku. Coś ją rwie, jakby miała skrzydła. Zaczyna biegnąć. Nagle czuje, jakby ją ktoś pociągnął za warkocze. To słowa Edka:
— Leć! leć! czekaj, ja to powiem Tarnawiczowi.
Jak dziwnie się zrobiło w sercu Pity.