Tuska nie śpi, lecz lubi tak leżeć bezczynnie w półcieniu.
— Czego? — pyta córki.
— Proszę mamy, jakiś pan — mówi Pita, a głos jej zmieniony — jakiś pan... w salonie.
— Czego chce?
— Mamusi.
— Jak? co?
— Mamci. Chce się widzieć.
— Cóż to za figura?
— Nie wiem. Taki wysoki.
Tuśka leniwo wstaje z łóżka. Przechodząc, spogląda na córkę.
— Dlaczego jesteś taka zmieszana? — pyta, wpatrując się uważnie w Pitę.
— Ja?
— Tak. Masz nienaturalną minę.
Pita pod wrażeniem tych słów czuje, iż rzeczywiście miesza się i serce jej bić zaczyna nie na żarty.
— Ja nie wiem... może biegłam.
Lecz Tuśka, poprawiając włosy w lustrze, ma taką sceptyczną minę, iż Picie aż słów brak. Wreszcie Żebrowska wychodzi. Pita zbliża się do okna i opiera czoło o szybę.
— Dlaczego mama mówiła, że ja jestem nienaturalna? — myśli. — Rzeczywiście, że się ze mną coś dzieje... Jakie to przykre. Czego on może tu chcieć? Czy to jaki znajomy tatki? Po co on przyszedł?... Byle mnie mama nie zawołała do salonu. Boże... Boże... jeszcze się więcej zmieszam... Ketling nie był nawet taki wysoki i nie miał takich włosów... a jaki dystyngowany... Boże... jak mi serce bije... Jakie to głupie... Nie trzeba myśleć...
Pita usiłuje zająć się tem, co się dzieje na dziedzińcu i w innych mieszkaniach.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |