Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/303

Ta strona została przepisana.

— Chcesz być moja?
A ja odpowiadam:
— Dobrze... chcę, ale pan musi zaczekać.
On się odsunął i patrzy na mnie dziwnie.
— Dlaczego?
— No... bo ja jeszcze bardzo młoda, żeby iść za mąż. Jabym poszła, ale rodzice może nie zechcą.
On jeszcze chwilę patrzył na mnie, a potem zaraz rozplutł ręce, odsunął się i długo nic nie mówił.
A potem nagle się odezwał:
— Tak, masz racyę, moje słodkie dziecko... masz racyę.
I ukląkł przede mną i złożył ręce:
— To ty, cudzie majowy, chciałabyś zostać moją żoną?
A mnie łzy do oczu i potem po twarzy.
— Chcę! — odpowiadam.
A on znów:
— Ty chcesz być żoną takiego starego komedyanta, jak ja?
Ja zaraz pomyślałam, że on nie stary, ani nie komedyant tylko artysta, i śliczny, i zgrabny, i dowcipny, i elegancki i wszystko, ale bałam się dużo mówić, bo już mi się usta trzęsły. Więc tylko znów powiadam:
— Chcę!...
A on zaczął mi całować ręce i nogi, i śmiać się, i cieszyć i wołać:
— Żonuś, żonuś...
A potem porwał mnie, ale delikatnie, i przytulił do piersi, i gładził ręką po włosach, ciągle szeptał:
— Kiciątko!... Kiciątko!...
Podniosłam na niego oczy. Był znowu ładny, piękny i oczy miał dawne błękitne i swoje, a nie takie, jakieś białe, jak przedtem, i oddychał cicho. A mnie przy nim było strasznie dobrze i błogo. I pomyślałam, że tak będzie całe moje życie, a to będzie mój mąż. Krzaki tak jakoś dziwnie lekko szumiały i ptaki krążyły, ale cicho, nie ćwier-