Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/304

Ta strona została przepisana.

kały. A od zboża płynął zapach i było tak dobrze i cudnie, że już nie wiedziałam, gdzie jestem.
Bo przecież ja tak bardzo chciałam, żeby mnie kto tak przytulił, a mnie już dawno w domu traktowali, jak dorosłą i mamcia mnie nie pieściła ani bracia. A ja już taki mazgaj, że we mnie coś aż się rwie, żeby ktoś mnie zamknął w swoich ramionach. Wtedy to ja już się nie boję. Ja wiem, to źle. Tarnawicz mówił przecież, że Ibsen napisał, iż tylko człowiek sam jest silny. A ja powinnam być silna bo jestem biedna, i mamcia i tato widocznie myślą, że ja już jestem silna i tak ze mną postępują. Więc co dziwnego, że ja jego bardzo będę kochała i będę mu wdzięczna, i będę się do niego tuliła, byle mnie tylko nie opuścił i zawsze pozwolił być przy sobie. I tak mi jest źle teraz przez to, że ja zawsze tęsknię za tem, aby mi ktoś dobre słowo powiedział, że poszłabym nietylko za mąż, ale chyba na koniec świata.

8 sierpnia.

Wczoraj przerwałam pisanie, bo mamcia wróciła z Warszawy.
Więc teraz piszę dalej. Jakeśmy tak siedzieli, przytuleni, więc mi przyszło na myśl, że on za chwilę odejdzie. I pragnęłam, abym już przy nim miała prawo zostać ciągle. Więc pytam go bardzo grzecznie i bardzo cichutko:
— A kiedy się pan o mnie oświadczy rodzicom?
A on się zastanowił i mówi:
— Widzisz, kiciąteczko, sama powiedziałaś, że rodzice twoi będą się sprzeciwiali twemu zamążpójściu, bo jeszcze jesteś młodeńka. Ha? co?
— Tak.
— A więc myszko cudowna, najlepiej jeszcze kilka miesięcy ukryć to, co jest między nami. Ja tymczasem zaangażuję się do teatrów rządowych na doskonałych warunkach i gdy już będę miał gażę zapewnioną, oświadczę się o ciebie.