Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/305

Ta strona została przepisana.

A ja się go pytam:
— Ale ja już jestem pana narzeczoną?
Porwał mnie znowu w objęcia.
— Jesteś, jesteś. Tyś moja, ja twój!
W tem zaszeleściły liście. Ja się go jeszcze prędko pytam:
— A pana matka będzie z nami mieszkać?
Tak się ucieszył.
— Chcesz tego?
— Ależ tak. Ona taka dobra.
Aż mnie pocałował w rękę.
— Ty słodka, ty...
Kot się przesunął przez krzaki, ale my się spłoszyliśmy. On pożegnał się ze mną i przyrzekł, że jutro przyjdzie.
A kiedy poszedł, to ja siedziałam długo i nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Chwilami radość aż mnie rwała ku niebu, a potem, jakby mnie kto przed mój grób otwarty zaprowadził i kazał się nad nim modlić. Strach mnie przejmował, że ludziom w oczy będę patrzała i znów jakaś duma, że ja już prawie żona...
Choć swoją drogą myślałam, że ja się inaczej zaręczę.

10 sierpnia.

Czytam dzieła Hoffmanowej i natrafiłam na pamiętnik Franciszki Krasińskiej. Ona także się zaręczyła tajemnie tak samo, jak ja. Tylko jeszcze gorzej, bo i ślub wzięła ze swoim królewiczem. A ja sobie myślę, że ten jej królewicz Karol, to chyba nie mógł być piękniejszy od mego królewicza. Tak sobie przypominam, jak to było w Zakopanem i tę bombonierkę z czerwoną kokardą i jego wiersze do mnie. On czasem mnie traktował, jak smarkatą i ja za to się na niego gniewałam. Pamiętam, jak mnie mamcia i on nie chcieli wziąć z sobą do Morskiego Oka rano i sami poszli. A ja byłam taka jakaś wtedy. Nie zła, tylko tak mnie coś rwało w sercu i chciałam krzyczeć,