czów, więc ślepnie od łez, głuchnie od napływającej do serca krwi. I ręce jej wyciągają się drżące, jak ręce ślepca, i ciche skomlenie opuszczonego i zbitego szczenięcia wydziera się jej na usta.
Dowłóczy się do łóżka i pada na nie, waląc się głową prawie bezwładną w poduszki.
Widzi ciągle ich dwoje. Całują się...
Jezus, Marya!
Co zrobi, nie wie. To wie jedno, pierwej umrze, pierwej powie to wszystko mężowi, niż dopuści do tego małżeństwa.
To wie jedno.
Żebrowski przyjął wiadomość o zaręczynach Pity, o całym jej stosunku do Porzyckiego, nadspodziewanie łagodnie.
— Zapewne... hm... zapewne... trochę młoda — wyrzekł wreszcie przeczytawszy dzienniczek córki, który mu Tuśka drżąc cała wręczyła, ale!..
— Ale co?
— Ale rozważmy tę rzecz dobrze. Pita jest uboga, nic właściwie nie umie. Kto ją weźmie? Dziś tylko panny z posagiem idą za mąż.
Urwał na chwilę, popatrzył błędnym trochę wzrokiem na ścianę i dodał jakby do siebie:
— Teraz już niema takich głupich, którzyby się w taczki wprzęgali na całe życie.
Lecz Tuśka nie podniosła nawet tych słów, lecz jakby podniecona, gotowa do walki rzuciła ostro:
— Więc co? więc co?