Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/325

Ta strona została przepisana.

— Ty widzisz tylko pieniądze, pieniądze i pieniądze.
— Moja droga. Pieniądze, to grunt; wiesz sama najlepiej.
Wymówił te słowa zgnębionym tonem człowieka, którego życie przeszło w wieczystem liczeniu i walce o grosz na codzienne potrzeby.
Lecz Tuśka nacierała dalej:
— Dla ciebie pieniądze... grunt. Ale dla mnie istnieje jeszcze etyczna strona małżeństwa. Porzycki jest człowiekiem bez zasad! Aktor! Cóż to być może? Dla niego co z brzegu to nieprzyjaciel...
Żebrowski uśmiechnął się blado.
— No pewnie kulisy...
— Nie śmiej się! — krzyknęła Tuśka, a oczy jej iskrzyły się w pół świetle — nie śmiej się. To ważna rzecz. Porzycki jest człowiekiem bez czci i wiary!... Miał stosunki... wiem o jakiejś Sznapsi... miał z nią dziecko.
— Nie gadaj? — zawołał naiwnie Żebrowski.
— Tak! widziałam fotografię tego dziecka. I porzucił tę kobietę tak, jak porzucił inne, gładko, słodko...
— Ale Pity nie porzuci!
— Dlaczego? Cóż to Pita piękniejsza od tamtych?
— Nie! Ale będzie jego żoną, więc nie będzie mógł!
Tuśka porwała się i zaczęła chodzić po pokoju, jak zwierz w klatce.
— Żona? żona?... nigdy! Póki ja żyję, Pita nie będzie żoną Porzyckiego!
Stanęła u wezgłowia łóżka, na którem leżał okryty prześcieradłem mąż. Jak szkielet znaczył się pod tą lekką tkaniną.
— Słyszysz? — krzyknęła, bijąc rozpaczliwie po drzewie łóżka.