Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/328

Ta strona została przepisana.


XII.

Na drugi dzień Tuśka wstała z jakiemś stałem postanowieniem energicznego działania. W tej energii zaczęła czerpać odporną siłę. Unikała jednak spojrzenia na Pitę, która słodka, cicha i pokorna snuła się po domu, jak myszka i trwożnemi oczyma śledziła ruchy i wyraz twarzy matki.
Przedewszystkiem Tuśka znienawidziła Mokotów, mały domek, altanę i ogródek. Zanadto raniło ją to wszystko, i przypominało „zdradę“ Porzyckiego. Zdawało się jej bowiem, że była poprostu zdradzoną. Nie chciała wnikać w uczucie, jakie Porzycki mógł żywić dla niej obecnie, po powtórnem widzeniu, lecz ciągle stała na punkcie swej „sezonowej“ zakopiańskiej miłości. Chore jej nerwy identyfikowały tę dawną chwilę z obecną i podniecały jej wyobraźnię.
— Łotr! — myślała — matka i córka! Jednocześnie! To sprawiało jej pewną ulgę, iż mogła go nienawidzieć i mieć do tego taki wielki powód. Przyszło to na nią nagle nad ranem i pozostawiła to już przy sobie. Biorąc pretekst: niewygodę — zawyrokowała natychmiastowe opuszczenie Mokotowa i przeniesienie się na Warecką.
— Ależ tam naftalina, aż oczy gryzie — tłumaczył Żebrowski, nie rad, iż nie może nadal być słomianym wdowcem.
Tuśka wyprostowała się z godnością.
— Tu gorsza naftalina gryzie nasze dobre imię! — rzuciła przez zęby.
Żebrowski spojrzał na nią naiwnie.
— Co ty gadasz?