Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/33

Ta strona została przepisana.

Aż się uśmiecha do szyby i z pogardą patrzy na Jaśkę.
— No... niechby go ta głupia Jaśka porównała z takim baletnikiem. Zrozumiałaby wreszcie, co to jest dystynkcya.
Drzwi od sypialni skrzypnęły.
Tuśka weszła do pokoju. Pita szybko od okna odskoczyła. Matka zakazywała jej surowo „wystawania przy oknach.“
— Powiedzą, że ze studentami kokietujesz — rzuciła raz niebacznie.
Picie wydało się to tylko zabawne. Przyglądała się czasem studentom, ale tak, jak panienkom. Bawili ją swoją niezgrabnością i arogancyą, z jaką traktowali ją i jej przyjaciółki.
— Takie fąfle! — decydowała.
(U Pity „mężczyzna“ zaczynał się liczyć dopiero od lat trzydziestu kilku. Łysina napawała ją szacunkiem, a szpakowate włosy wprawiały w ekstazę).
— Moja Pito! — zaczęła kwaśno Tuśka — na drugi raz nie wpadaj tutaj i nie budź mnie bez potrzeby.
— Kiedy proszę mamusi, ten pan...
Tuśka ramionami wzruszyła.
— To nie żaden pan! — wyrzekła, układając się znów na łóżko — to jest nowy rządca.
— Ach!... — wyszeptała Pita.
— Co?
— Nic, proszę mamusi.
— Idź już. A weź gorset i wszyj sobie nową bryklę, kupiłam ci taką twardą, że jej nie złamiesz, bo się nie będziesz mogła w niej zgiąć w żaden sposób.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Pita siedzi na sofce w jadalni i wytęża oczy, aby zahaczyć szydełkiem we właściwe oczko. Wszyła bryklę