Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/331

Ta strona została przepisana.

Cały dzień przeszedł na pakowaniu. W miarę jak ściemniało się, Pitę ogarniał niepokój. Porzycki się nie pojawiał. Nie wiedziała, co myśleć o jego nieobecności. Nie wiedziała, że był i odprawiony przez Edka, powrócił do Warszawy. Nagle przyszło jej do głowy, że ojciec mógł się z nim widzieć i „wymówić mu dom“, lub że mógł do niego napisać. I on może uwierzył, że dzieje się to z jej wolą. Mógł zwątpić. Ogarnął ją przestrach i smutek. Za wszelką cenę postanowiła porozumieć się z narzeczonym, lecz jak? Tu, w Mokotowie, było niepodobieństwem. Matka snuła się ciągle dokoła niej. O napisaniu dwóch słów nie było mowy. Kto wrzuci? kto zaniesie? Pomyślała przez sekundę o Edku. Wczoraj wieczorem, widząc, jak jest smutna, zdawał się żałować ją i przyniósł jej trochę owoców. Dziś jednak uśmiechał się znów złośliwie i śledził ją wieczorem nadzwyczaj pilnie.
Nie, to był wróg i należało się go strzedz.
Pozostawała Władka. Rzeczywiście, ściemniało już, gdy Żebrowski przyjechał z Władką. Mówił, że znów ją spotkał na ulicy. Władka wyglądała źle i cera jej pożółkła, co uwidoczniało jeszcze więcej jej dzioby.
Zaraz od progu rzuciła się ku Tuśce:
— Paniusieczka ma zmartwienie? co?
Żebrowski zainterwenjował:
— Uznałem za stosowne wtajemniczyć pannę Władysławę we wszystko! — zwrócił się do żony.
Tuśkę to podrażniło jeszcze więcej. Cały dzień przeżyła sama z tą swoją tragedyą i nadal pragnęła, aby już ją pozostawiono tak samo naprzeciw jej nieszczęścia. Zresztą to była jej sprawa, jej wyłącznie — jej i tego człowieka. Nikt nie miał prawa mieszać się do tego.
— Rzeczywiście... to bardzo nieprzyjemne! — zaczęła Władka.
Tuśka przerwała jej wybuchem ostrego, nerwowego śmiechu.