Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/332

Ta strona została przepisana.

„Nieprzyjemne“. Oto co znalazła, jaką gradacyę daje temu strasznemu bólowi w kategoryi cierpień ta idyotka, która nie wie nic, nie rozumie nic.
— To więcej, niż nieprzyjemne! — odrzuca chrypliwym głosem, pochylając się nad kufrem.
— Paniusia pozwoli... ja pomogę... — próbuje jeszcze Władka.
— Nie trzeba... już skończone... — odpowiada ostro Tuśka, zatrzaskując kufer.
I nagle spoziera na Władkę. Nienawidzi jej i czuje, że i tamta jej nienawidzi. Zresztą w Tuśce jest w tej chwili całe morze bezgranicznej nienawiści. Dławi ją. Chce pozostać sama. Otwiera drzwi i wybiega w sad. Błądzi chwilę pod drzewami, cisnąc złożone ręce do ust. Potem mimowoli kieruje się ku krzakom, gdzie była „altanka Pity“ i gdzie według słów jej dzienniczka odbyła się scena zaręczyn.
— To tu — myśli — to tu...
Wicher szumi po gałęziach. Ciemno jest i parno. Niebo tylko wyiskrzyło się gwiazdami. Chmury rozbiegły się w przestrzeń. Krzaki, drzewa stanowią w tej ciemni czarne, bezkształtne bryły.
Tuśka depce kępy macierzanki. Fijołkowe osty czepiają się jej sukni.
— To tu — myśli — to tu!...
Dopadła do krzaków, drżącemi rękami rozgarnia je. Kaleczy sobie ręce o ciernie gałęzi.
— To tu... to tu...
Jest już w środku gniazdka Pity. Potyka się o coś. Stara parasolka, jakieś pudełeczko, książka, wszystko pozostawione. Roztrąca te drobiazgi. Przypadła na kolana, rękoma dotyka ziemi. Gałęzie zasunęły się nad nią, kryjąc ją zupełnie. Serce jej płacze jękiem strasznym. Oczy łez nie mają.
— To tu... — powtarza — to tu!...