Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/333

Ta strona została przepisana.

Ponad nią wicher jęczy cicho.
Echo bez słów.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

W domku Władka czuje się dotknięta silnie:
— Pani Żebrowska się gniewa na mnie? — pyta z przekąsem.
Żebrowski usprawiedliwia żonę:
— To nic. Ona taka zdenerwowana.
Ale Władka, z uporem gruboskórnych istot, dodaje:
— Przecie ja jej nic nie zrobiłam i może się na mnie nie rzucać.
— Pani daruje...
— E!...
Wzruszyła ramionami i odwróciła się. Wprędce jednak opamiętała i uśmiechnęła się do Żebrowskiego łagodnie i słodko:
— Ja do pana nie mam pretensyi...
Uśmiech jej odbił się na twarzy Żebrowskiego.
— Ja wiem, ja wiem, pani dobra...
Władka dostrzegła w kącie Pitę, smutną i milczącą.
— Zresztą pani Żebrowska zanadto to bierze do serca — zaczęła — przecie to swoja rzecz, gdzie panna na wydaniu.
— Prawda? — podchwycił Żebrowski. — To samo mówiłem żonie. Zresztą możnaby jakoś:..
Urwał. I on dostrzegł Pitę, która wsunęła się cichutko do pokoju.
— Proszę tatki — powiedziała Pita — ja bym prosiła o tatczyne drobiazgi. Ja spakuję teraz, bo jutro rano o ósmej wóz ma przyjechać.
— Zaraz.
— Ja panu pomogę! — rzuciła się Władka.
— Ależ nie, nie, ja nie pozwolę.