Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/338

Ta strona została przepisana.

Oczekiwała zjawienia się Władki z gorączką i drżeniem. Lękała się, że będzie niazadowolony. Na razie jej tylko o to chodziło.
Wieczorem na drugi dzień przyniesiono Kuryer z recenzyą o występie Porzyckiego. Pita czekała na zjawienie się pisma w kuchni. Lecz Marcysia, widocznie mająca nakaz Tuśki, zabrała jej Kuryer z rąk i zaniosła do pokoju. Pita uczuła wtedy dziwny ból, jaki czuje kochająca kobieta, gdy okoliczności nie dozwalają jej wziąć udziału w jakiejś duchowej czynności ukochanego człowieka.
— Nie wiem nic, co z nim — myślała z goryczą.
Na schodach kuchennych zaszeleściło. To Władka. Picie aż tchu zabrakło. Szwaczka weszła szybko. Brakło jej tchu. Zaraz rzuciła się ku Picie z demonstracyami miłości.
— Widziałam go — zaczęła szeptem — powiedział, żeby panna Pita nic sobie z tego nie robiła i gwizdała na to. Załatwi to wszystko śpiewający.
— Jakto śpiewający?
— Niby tak, lekko. Takie aktorskie wyrażenie. Śmiał się i mówił, że jak się tylko z występami załatwi, to zaraz przyleci na Warecką i ład z tem zrobi. Tymczasem prosił, żeby się panna Pita nie martwiła, że on ją zawsze do bzika kocha, że posyła jej ten pierścioneczek i prosi, żeby go nosiła. Odczepił pierścionek od zegarka.
Tu Władka wydostała z po za rękawiczki mały pierścionek z niezapominajką złożoną z turkusików, z rancikiem trochę żółtym pośrodku.
— Powiedział, że ten pierścionek, to jest zaręczynowy jego babki, i żeby go panienka nosiła. Bo — tak mówił — ze wszystkich kobiet na świecie tylko panienka i jego matka są godne nosić ten pierścionek. Jak Bozię kocham! tak powiedział i to na takiego aktora, to bardzo było nadzwyczajnie i ja się tego nie spodziewałam po takim, co to Boże drogi...